poniedziałek, 1 stycznia 2018

Jak nam minął 2017 rok?

Na początku chciałam się przywitać po długiej przerwie! Jednak nastał taki moment, że zaczyna brakować blogowania, a poza tym nastał taki czas, w którym na moim blogu pojawia się podsumowanie roku. I nie zależnie od tego jak długo będzie tu cisza to ten post musi się pojawić i dlatego postanowiłam się odezwać. Czy zostanę już na dłużej z regularnymi postami? Na dzień dzisiejszy tego nie wiem i nie chcę nic obiecywać, ani Wam, a tym bardziej sobie, bo później czuję się źle z tym jak nie wstawiam żadnych postów. Nie przedłużając już - przejdźmy do tego co w tym poście jest najważniejsze... zobaczmy jak nam minął 2017 rok.



Początek roku 2017 był zwykłym początkiem...w sumie nie przypominam sobie, żebym wpadła w jakiś szał planowania i układania. Raczej jestem osobą, która nie lubi wyznaczać sobie celów, bo i tak nigdy nie dotrwam do jego osiągnięcia - a później jestem zła sama na siebie, że brakowało tak niewiele. Dlatego rozpoczęliśmy rok spokojnie i bez żadnej gonitwy. Ja nie przeszłam na dietę, Niko nie miał wyznaczonych "treningów"... było minęło, nic wartego zapamiętania się nie zdarzyło w styczniu.

A luty? Początek także bez większych rewolucji... ale jest to jednak miesiąc szczególny. Z jednej strony smutny, a z drugiej wtedy mija kolejny rok z Niko. W tym roku nie świętowaliśmy tego jakoś szczególnie, ale był to czas do przemyśleń... 6 lutego minął pierwszy rok razem z czarnym psem u boku, a zarazem pierwszy bez rudego (wciąż ten temat jest ciężki i powoduje łzy w oczach). O tym jak Niko się zmienił przez ten czas pisałam na blogu - zostawiam TUTAJ link jakby ktoś chciał przeczytać. W lutym także blog przeszedł zmianę wizerunku, z którego jestem bardzo zadowolona i jak na razie nie mam zamiaru się z nim rozstawać. I reszta miesiąca minęła na spacerowaniu oraz obijaniu się w domu. 


Marzec, kwieceń... dalej naszym głównym zajęciem jest spacerowanie i leniuchowanie w domu. Facebookowa strona przypomina, (jak dobrze ją mieć) że w kwietniu mieliśmy małe zmartwienie. Na psim uchu pojawiła się dziwna gulka i w tej sprawie udaliśmy się do weterynarza. Mieliśmy obserwować, a jakby nic się nie zmieniło to powinniśmy ją usunąć, bo może być to nowotwór. Na szczęście "kolega" sam postanowił się wyprowadzić i w którymś momencie odpadło, nie był to kleszcz. A co w maju? Zaskoczę Was! Ponownie nas czas zapełniały spacery - dłuższe i krótsze, do lasu, nad morze, nad rzeczkę - dużo różnorodnych terenów. Tak, maj był zdecydowanie pod znakiem spacerowania, ale w końcu zrobiło się ładnie, ciepło i z miłą chęcią wybieraliśmy się na dłuższe wyprawy w nowe miejsca. Te wiosenne miesiące miały także próby poskromienia szczekania czarnego psa, ale osoby, od których chcieliśmy pomocy nie były dla nas odpowiednie - jestem osobą, która nie lubi próbować kilka razy tego samego. Mówi się, że do trzech razy sztuka... więc mamy jeszcze jedną szansę. 


Czerwiec podobnie jak poprzednicy. Ale za to lipiec...ah ten lipiec! Przyszedł czas sesji na studiach. Poza tymi niemiłymi rzeczami było też kilka przyjemniejszych spraw. Przeprowadzka w nowe miejsca... już druga w życiu Niko - nie przejął się tym za bardzo. Tam gdzie my to i on czuje się bezpiecznie. Nie ma większego problemu z takimi sprawami. I tak sobie żyliśmy w nieświadomości tego co wywróci nasze życie do góry nogami. Jedno, małe ogłoszenie na facebooku, a tyle zamieszania. W naszym domu pojawiły się dodatkowe cztery łapy! Nie było to planowane, a wręcz dla wszystkich był to szok. Małe, niegrzeczne stworzenie. Niby z pozoru taki aniołek, ale to tylko przykrywka. Jak nam się żyje? Jest to szalone życie z przygodami. Zdarza się, że każdy dzień przynosi nowe doświadczenie. I później dalej wiedliśmy życie na dwa nosy i osiem łap.

Początkiem sierpnia odbyło się LP w Gdyni - były to już kolejne zawody frisbee, na których się pojawiłam. W tym roku byłam tam sama z aparatem, ale jak zawsze impreza udana! Miałam plany być z Niko, ale to planowałam jeszcze zanim przybyła do nas Bojka. Za to w drugi dzień zawodów wybraliśmy się na psią plaże - tak, tak z dwoma psami. Pierwsza podróż pociągiem dla Bojki, jak najbardziej udana. W mieście z nią bywa różnie, ale wypad na plażę uważam za udany. Miesiąc zakończyłam wyjazdem na rodzinną imprezę, zostawiają psy na trzy dni - wszyscy przeżyli, ale zdecydowanie to nie jest moje ulubione zajęcie.

Wrzesień nam minął, nawet nie wiem kiedy i przeskoczyliśmy do października. A w nim wybraliśmy się na plażę, żeby psy sobie pobiegały. I był to pierwszy raz jak Bojka została puszczona luzem. Byłam zaskoczona jej zachowaniem, można powiedzieć, że bez smyczy zachowuje się lepiej. Pilnuje się bardzo ładnie i wraca na każde zawołanie. Później listopad - pogoda przygnębiająca i nie zachęca do życia, a więc uskutecznialiśmy leniuchowanie. Także za wiele nie robiliśmy pod każdym względem.


Grudzień...ah ten grudzień. W pracy urwanie głowy, w domu marzyłam tylko o odpoczynku. Jak na złość odezwała się stara kontuzja kolana, która przez kilka dni uziemiła mnie w domu. Pierwsze święta z Bojką, kolejne z Niko i drugie bez Rudego psa... objedliśmy się samymi pysznościami. Psy dostały swoją porcję ryby - oczywiście przygotowanej specjalnie dla nich. I tak właśnie dobrnęliśmy do 31 grudnia. Wydaje mi się, że ten rok minął w ekspresowym tempie. Pamiętam doskonale co robiliśmy w lato, a tutaj już za parę godzin nowy rok (piszę ten post jeszcze w 2017 roku, ale Wy go czytacie już w 2018).

Jaki był ten rok? Pełen leniuchowania, nowych przygód i wyzwań. Na pewno pod wieloma względami mógł być lepszy, mogłam lepiej wykorzystać czas. Był to kolejny rok w nowym miejscu, w "dorosłym" życiu - zdecydowanie praca zabiera najwięcej energii i czasu. Nie jestem w stanie ocenić go dobrze czy źle... po prostu był to kolejny rok w moim życiu. Nie działo się tak dużo jak w 2016 roku, tempo troszkę zwolniło. Czas minął i tyle, nic nie naprawię i niczego już nie zmienię. Żałuję bardzo, że tak rzadko sięgałam po aparat... jest to taki jedyny powód, z którego jestem na siebie zła - co odbiło się troszkę na jakości postów. A przechodząc do blogowego roku - był to kolejny rok z blogiem. Mimo ostatniej przerwy to uważam, że posty, które pojawiły się przez ten czas były wartościowe. Do wielu z chęcią wracam. Wy mnie nie zawiedliście, zawsze z wielką radością czytam każdy komentarz i wypatruję kolejnych wyświetleń na blogu. Mam nadzieję, że w kolejnym roku zostaniecie ze mną i będziecie motywatorami do dalszego pisania.

Jaki będzie 2018 rok? Czekam na rozwój sytuacji. Nic nie planuję, nie zapisuję celów... co prawda jakieś tam małe oczekiwania mam. Na pewno nic spektakularnego, ale...
  • chciałabym wrócić do systematycznego pisania na blogu
  • częściej sięgać po aparat
  • porządnie wziąć się za wychowanie Bojki
  • może wybrać się na jakiś psi spacer, samej coś zorganizować dla sprawdzenia Bojkowego zachowania
  • na pewno wybrać się na kolejne psie zawody, może z czterema łapami
  • zdecydowanie znaleźć więcej czasu na dłuższe spacery
  • więcej wypadów nad morze, po prostu nad wodę
Nie są to plany, które będę odhaczać w kalendarzu, ale takie małe "cosie", które może uda się wypełnić. Co jakiś czas dopadają mnie fale motywacji, ale jestem osobą ze słomianym zapałem i bardzo niecierpliwą. Dlatego nie potrafię czegoś zaplanować i trzymać się tego dokładnie. Zobaczymy co przyniesie kolejny rok i jak potoczą się nasze losy.

A na sam koniec życzymy Wam wszystkie najlepszego - spełnienia marzeń, wielu sukcesów tych małych i dużych oraz wielu wspaniałych chwil spędzonych wśród swoich przyjaciół (każdych)! Mam nadzieję, że ten rok był udany, ale kolejny może być tylko lepszy!  Po prostu szczęśliwego Nowego Roku!


P.s.: Mam także nadzieję, że sylwester był udany, a Wasze czworonogi spokojnie go przespały. Ja mam to szczęście (po wielu latach spędzonych z wystraszoną Astrą), że Niko i Boja ignorują to wydarzenie - jest to ogromna ulga na koniec roku. : ) 

5 komentarzy:

  1. U mnie było podobnie, chociaż ja miałam postawione jasne cele, na początku dążyłam mocno do zrealizowania, a wszystko później się zrujnowało, problemy w życiu prywatnym... Bywało różnie, ale z niektórych miesięcy jestem zadowolona.
    Zazdroszczę, że udało Ci się być na LP w Gdyni, ja niestety nie miałam możliwości, lecz w tym roku planuję się pojawić :).
    No i zazdroszczę, że masz psy, które nie boją się fajerwerków - u mnie niestety jest odwrotnie.
    Szczęśliwego Nowego Roku dla całej Waszej trójki! ♥
    psi-temat.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak,ten rok zdecydowanie za szybko minął.. a sama też zdecydowanie za rzadko sięgam po aparat przez bark czasu i nawet chęci.
    U mnie Iron także spokojnie przetrwał sylwestra,pomimo hałasu,jedyne co to szczekał z okna na każdy huk,wystrzał.Gorzej z kotem,który biegał od kąta w kąt.

    Szczęśliwego Nowego Roku! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten rok minął bardzo szybko! Kolorowo też nie było i cieszę się że zaczynamy nowy rok :) Mam nadzieje że będzie wszystko ok i większość planów i celów zrealizujemy :)
    U mnie też aparat leży i się kurzy... od czasu porobię kilka zdjęć i leży pół miesiąca albo dłużej :/
    Pozdrawiam i Szczęśliwego Nowego Roku, Złoty Pies

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawe podsumowanie waszego roku. Dużo się u was zmieniło. Życzę wam aby 2018 rok był jak najbardziej udany :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że rok mieliście całkiem aktywny! Zazdroszczę możliwości bycia na LP, mam nadzieję że i mi się kiedyś uda :D
    Powodzenia w realizacji planów!

    Pozdrawiamy i zapraszamy do nas!
    http://z-zycia-owczarka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Lubię komentarze odnoszące się do tekstu, a nie tylko i wyłącznie do zdjęć. Każdy komentarz i nowy czytelnik to dla mnie duża motywacja do dalszego pisania! :)