sobota, 3 marca 2012

Jak to możliwe ?

Znowu napotkała mnie dziwna przygoda, ale zacznę od początku ;)

Około godziny dziewiątej wychodziłam z psem. Spakowałam piłkę, jakieś smakołyki i aparat do torebki. Zapięłam psa i wyszłyśmy. Spacer zaczął się jak zwykle. Poszłyśmy w stronę lasu, a tam Astra pobiegła w swoje miejsca. Ja szłam drogą prowadzącą na duże pole, na które czasami chodzę jak mam czas, chęć. Dzisiaj postanowiłam, że tam pójdę. Pies był posłuszny, bo widziała jak w domu wkładałam smakołyki to co chwilę przystawała i patrzyła na mnie mówią 'TO CO DASZ MI JUŻ?'. Potem kiedy orientowała się, że to jednak jeszcze nie ten czas uciekała ile sił w nogach do przodu. W lesie jest pięknie. Pogoda dopisuje. Ptaki śpiewają. Wiosna się zbliża. Dobrze, bo już miałam dość mrozów, śniegów i niemożności wychodzenia na długie spacery z psem. W pewnej chwili przystanęłyśmy, a ja wyciągnęłam tajną broń, czyli aparat. Żeby skupić na sobie uwagę psa wzięłam smakołyk i wodziłam nim przed oczami Astry. Tylko w ten sposób mogę skłonić ją, aby na mnie spojrzała. Wzrok skupił się na mnie, a ja zrobiłam kilka zdjęć. Po skończonej kilku minutowej sesji, dałam psu chrupka i ruszyłyśmy dalej. Po drodze szukałam jakiś ciekawych obiektów do fotografowania, ale takowych brakowało. Cóż...musiało się obejść bez tego. Żeby przejść na pole trzeba minąć ulicę, więc złapała psa za obroże. Oczywiście mam do niej zaufanie, ale kto wie co głupiego mogło jej przyjść na myśl ? Nikt tego nie wie, a więc wolałam nie ryzykować i wziąć ją na chwilę. Skręciłyśmy w dróżkę, która prowadzi na pole. Po drodze musimy minąć jakiś warsztat samochodowy i dwa domy. W warsztacie jest pies. Na szczęście za ogrodzeniem. Dzisiaj zobaczyłam zmianę. Wartę prowadził berneńczyk, a wcześniej był bernardyn. Może poprzednik zmarł ? Nie wiem, ale pastuch był uroczy i nawet nie szczekał.
Astra do niej podeszła, ale z pewnym dystansem, a potem odleciała jak torpeda. Psiak próbował się wydostać, ale niestety nie miał jak, a widać było, że miał chęć się pobawić z rudą suczką. Ruszyłyśmy dalej. W następnym domu ostatnio był tylko golden, ale dzisiaj zobaczyłam też pięknego owczarka niemieckiego. Zza ogrodzenia psy szczekały, ujadały. Broniły ogrodu. Ciut dalej jest pień. Postanowiłam zrobić Astrze na nim zdjęcie. Wskoczyła, a ja wyciągnęłam aparat. Zanim zrobiłam fotkę, pies zeskoczył. Chciałam zrobić jej jak zeskakuje, więc znowu poprosiłam ją aby weszła na pień. Posłuchała mnie, ale tym razem jak na złość usiadła, ale przyjęła ładną pozę. Pstryk i zrobione, a teraz proszę niech pani zeskoczy, będzie zdjęcia jak skaczesz. Pomyślałam i usłyszałam odgłos otwieranej bramy, w pierwszej chwili pomyślała,  że to wiatr poruszył, albo pies skoczyło. Jednak okazało się coś gorszego. Obracam się, bo zauważyłam dość duże zainteresowanie Astry tym co dzieje się za mną. Co zobaczyłam ? Psa biegnącego w naszą stronę. Owczarka niemieckiego, który jeszcze przed momentem był za ogrodzeniem. Wpadłam w panikę. Wilczur zaatakuje czy stanie w pewnej odległości ? Nic z tego. Suczka, jak się potem okazało, dobiegła do nas. Po wcześniejszym incydencie z psem tej rasy wystraszyłam się co będzie. Sunia nie okazywała agresji, a jedynie ciekawość. Niestety Astra jest wrogiem takich psów, boi się ich, a więc wystawiła zęby. Złapałam ją za obrożę i odciągałam do góry. Na moje szczęście siedziała jeszcze na pniu i nie miała możliwości jako takiego zaatakowania suczki. Odgoniłam owczarka nogą i szybko 'zdjęłam' Astrę z pnia. Pies podążał za nami, a ja cała się trzęsłam. W głowie przeklinałam sama do siebie. Nie wiem jakie miała zamiary, ale wiem, że ludzie są nieodpowiedzialni. W ogrodzeniu była dziura, do której wcześniej próbowała wejść Ruda, ale ją skarciłam głosem, że nie wolno i pobiegła dalej. Znowu w głowie było mnóstwo złych myśli. Odeszłam na pewną odległość i kucnęłam przy Astrze. Ręce trzęsły mi się jak galareta, ale wyciągnęłam aparat i zrobiłam zdjęcie 'POTWOROWI', który w mojej wyobraźni nas atakował. Suczka na szczęście w końcu odpuściła. Zrobiła kilka kroków w naszą,
ale w końcu obróciła się i odeszła. Poczułam ulgę, ale przypomniało mi się jak wcześniej na Astrę rzuciła się także suczka owczarka. Tym razem także wpadłam w panikę. Nie było tam nikogo. Co jeśli owczarek by zaatakował ? Byłaby wrogo nastawiona ? Agresywna ? Czy dałabym sobie radę w takiej sytuacji. Nie wiem co był wtedy zrobiła. Znowu miałam szczęście, ale ile ich jeszcze będzie. Mówi się do trzech razy sztuka. Ja już miałam dwie wpadki, które skończyły się bez obrażeń. Następnym razem dojdzie do wypadku ? Może znowu będę miała szczęście. Nie wiem, ale wiem jedno, że na prawdę mamy jakiegoś farta. Coś nad nami czuwa. Strach o Astrę w tym momencie znowu powrócił. Jak już wiecie z postu o ataku jestem straszną panikarą. Każdy taki incydent wpisuje mi się w pamięć i nie chce odejść. Na prawdę nie wiem jak to się dzieje, że nic nam jeszcze nie jest. Po dwóch wpadkach i jednej dość dziwnej ucieczki Astry opisanej w poprzednim poście. Jakiś fart, a z drugiej strony pech. Po tym zdarzeniu znowu zaczęłam przeklinać pod nosem jak mi mamy szczęście i poszłam dalej. Astra po chwili tak jakby o tym zapomniała i cieszyła się wolnością. Wyciągnęłam piłkę i rzuciłam jej dwa razy. Panna nie miała już siły na bieganie. Już jest to wiekowy pies, ale wyszalała się. Chciałam zrobić zdjęcia w ruchu, ale jakoś mi nie wychodziło. Poza tym słońce świeciło wprost na nas i wychodziły strasznie przepalone. Odkładając na później myśl zrobienia zdjęcia w biegu czy skoku poszłyśmy dalej, zmierzając do domu. Skręciłyśmy na kamienną główną drogę lasu, która prowadziła na nasze osiedle. Astra poszła jeszcze się załatwić. Minęliśmy kilka ludzi. Znowu wyciągnęłam aparat i porobiłam kilka fotek psu. Ja byłam zmęczona, ona była zmęczona. Wracałyśmy do domu. W myślach ciągle miałam biegnącego psa, a Astra ? Chyba o niczym nie myślała. To zdarzenie przeszło przez nią jak przez sitko i dobrze. Jednak ja zastanawiam się ciągle co się dzieje, dlaczego przydarza się coś takiego nam. Nikt tego nam nie powie...niestety. W końcu doszłyśmy do domu. Psiak poleciał od razu się napić, a ja schowałam się do pokoju nadal myśląc o owczarku. Życie jest dość dziwne, a czasem zaskakuje nas w najmniej oczekiwanych momentach. Teraz chce mi się śmiać. Sytuacja była jak z filmu grozy. Pies wybiega i zaczyna nas gonić. Jednak nie było to śmieszne wtedy. Byłam przerażona jak nigdy. Serce biło mi mocno, a ręce drżały przez najbliższe dziesięć minut. Na szczęście ZNOWU wszystko skończyło się dobrze, a ja doznałam mózgowego zdziwu.

Tutaj macie moją mordkę. Dzisiaj tak ładnie pozowała. Mam nadzieję, że szybko mi wyleci to zdarzenie z pamięci, bo na samą myśl o nim mną telepie. Nigdy nie przypuszczałam, że w tak krótkim czasie napotka mnie tylko sytuacji, w których muszę pokonać swój strach. Może to jakiś sprawdzian, albo zbieg okoliczności ? Nikt tego nie wie, a ja już nie chcę napotykać na swojej drodze takich przygód.

Na koniec macie jeszcze film jaką wiosnę prezentuje moje miasto ; )  Znowu się rozpisałam. Przepraszam, ale taka moja natura. 

9 komentarzy:

  1. To się nazywa szczęście, albo pech sama już nie wiem.
    Dobrze, że nic się nie stało :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W każdym bądź razie dobrze, że nic się nie stało :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju ta notk naprawde jest długa.Mnie tylko'czasami'uda się tak długą zrobić ;).Macie szczeście podwójne.Ten owczarek naprawde wyglądał grożno.Sama bym sie go bała.No cóż jak już tu napisałaś ludzie są czasami bezmyślni.Mała dziurka w płocie to nic takiego.No tak dla niego nic ale dla innych to już co innego.Przecież jego nie pogryzie'On nie gryzie' .Taa już to widze.Oj sory rozpisałam sie troszeczke ;).No cóż też lubie dłuuugie komentarze ;)
    Pozdrawiamy i zapraszamy do nas!
    Ps:Dodaje sie do obserwatorów i licze na to samo !.
    Dropsikowa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojj sorki tu nie ma obserwatorów ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze że nic złego się nie wydarzyło.
    Przepiękne zdjęcia....;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super piszesz. Szczęście w nieszczęściu, naprawdę. Ja jak idę z Psotką na spacer, zawsze gdy widzę psa większego od niej(nie chodzi mi o jakieś tam kundelki, one zwykle przejdą obok nas, powąchają i idą dalej) to zapala mi się w głowie czerwona lampka. Nigdy nie zapomnę, gdy jak miałam kilka lat szłam z mamą na spacer, a z bramy wybiegł ogromny pies. Dobrze że właściciel go zatrzymał. Nie stało się nic, ale to przerażenie, że to bydlę jest bliżej nas, coraz szybciej, zbliża się. Była kilka takich sytuacji, gdy Psotki jeszcze nie mieliśmy. Moja mama nie lubi dużych psów. Ja lubię, ale się boje. No cóż.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wy to macie przygody! :)Widzę, że się nie nudzicie :]U was normalnie psy pilnują na zmianę, raz bernardyn potem berneńczyk, golden i ONek :)Ja bym spanikowała jakby do Betka podbiegł większy psiak..;d W sumie to u nas praktycznie większość to małe psiaki, ale dużych też jest sporo ^^ :]W takich momentach jakie opisałaś to wiem co czułaś, mi osobiście (o ile pamiętam i odpukać)nie przydarzyło się coś takiego :P Super zdj i filmik! :) Pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale przygoda ! Widzę , że ciekawie u was :)
    Dobrze , że nic sie nie stało !
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniałe to Twoje rude stworzenie! :D
    Są też dobre strony.. Przynajmniej nie narzekasz na nudę. xD
    Kilka razy też się strasznie wystraszyłam, np. wtedy, gdy zaatakował nas bernardyn.. Na szczęście byłam wtedy z mamą i siostrą. Mama trzymała psa, a my osłaniałyśmy Dyzia i odganiałyśmy bernardyna. Jak sobie o tym przypomnę, to aż mi się w brzuchu wszystko przewraca. Brr.

    OdpowiedzUsuń

Lubię komentarze odnoszące się do tekstu, a nie tylko i wyłącznie do zdjęć. Każdy komentarz i nowy czytelnik to dla mnie duża motywacja do dalszego pisania! :)