sobota, 21 marca 2015

Trochę tego i tamtego

Dzisiaj zapowiada się przydługawi wpis, ale jak nic się nie działo tak dzisiaj kilka rzeczy jest do napisania. To taki mały wstęp, ale może zacznijmy...

Pierwsze, o czym pisałam już w poprzednim wpisie, powiększyło mi się stado szczurów. 15 marca 2015 dołączyły do mnie dwie  małe samiczki i w poniedziałek wszystkie trzy mieszkały już razem w klatce. Musiałam je połączyć...bałam się tego etapu znajomości dziewczyn, ale widocznie całkowicie niepotrzebnie. Pierwsze spotkanie i było super, żadnej agresji nic. Zamknięcie do transportera tutaj troszkę pisków, ale to normalny objaw. Przełożyłam je do małej klatki i tam już było idealnie, zostały ze sobą noc. We wtorek przygotowałam docelową klatkę. i wpuściłam zwierzaki. Najstarsza miała troszkę zgrzytów, ale to była dla niej nowa sytuacja. Nie miała do czynienia z takimi maluchami nigdy i była w szoku, że coś jej się pod łapami pęta. Piski, uciekanie...dzisiaj jest sobota. I w klatce cisza, iskanie, przytulanie. Cel został osiągnięty.
Dwa maluchy to kapturki, taka odmiana szczurów. Jeden czarny, drugi taki szary. Imiona też jakoś zadziwiająco szybko wpadły mi do głowy. Vivi dla szarej, a Maybe dla czarnej. I z tym drugim imieniem wiążę się też śmieszna sytuacja. Zażartowała sobie ze mnie i przez jakiś czas myślałam, że to samiec. Oglądałam ją z milion razy i dalej samiec, ale szczurza grupa na facebooku rozwiała moje wątpliwości i jednak samiczka. I jak opisywałam to koleżance to użyła zwrotu maybe, a jak wiemy znaczy to po angieslku może. Pasowało do małej jako imię i jako odzwierciedlenie sytuacji. Tak więc mam stado składające się z trzech samiczek Aka, Vivi i Maybe.



Nie wiem jak u Was, ale u mnie Ruda zaczęła okres linienia. Wszędzie pełno włosów, pogłaskasz i pies zostaje Ci w ręce. Na szczęście Astra linieje dwa razy w roku, obficie, ale jak już wszystko wyjdzie to nic z niej już nie leci. Więc żadnych suplementów na sierść nie musi brać, bo to jest normalne linienie. I cieszę się z tego, że w określonym czasie, a nie przez cały rok. Następna ciekawostka związana z Rudą jest taka, że zamówiłam jej nową karmę. Pewnie przyjedzie w przyszłym tygodniu, tym razem zdecydowałam się na Acana Senior i chyba przy tym zostanę już do końca. Fitmin jadła, bo jadła...chyba jej smakował, ale jeśli można to czemu nie wziąć czegoś lepszego? Mam nadzieję, że też jej zasmakuje. 




Ostatnia ciekawostka na dziś, a bardziej sytuacja i to dość śmieszna, chociaż stresująca. Jak zawsze idę z psem do lasu, wczoraj było tak samo. Robiłam zdjęcia, chodziłam. Co prawda był to wczesny popołudniowy spacer po jakoś po 12, ale wróciłam wcześniej ze szkoły, a pogoda ładna to wzięłam psa i postanowiłam się przejść. Idąc już drogą prowadzącą do domu zobaczyłam na środku stojącego psa. Duży, czarny to się wystraszyłam, bo wiem jak Astra reaguje na psy. Myślę, a na pewno zaraz ktoś go zawoła, ale przeszła jedna osoba, ktoś z wózkiem, a pies dalej stoi i nikt go nie woła. Podchodzę bliżej okazuje się, że to pudel. Kojarzyłam tego psa, więc wiedziałam, że na pewno nie jest to jakiś wyrzucony, był zdyszany. Wyglądał jakby po prostu za czymś pobiegł i kogoś szukał, bo wyraźnie rozglądał się. Nikt nie wołał psa. Nie mogłam go zostawić przecież tam. Podeszłam bliżej to psiak zaczął się łasić, cieszyć, ale nadal był zagubiony. Gdzieś biegł to pomyślałam, że pójdę za nim może komuś się coś stało, ale przeleciał tylko na inną drogę i dalej się rozgląda. Nie chciałam stracić go z oczu, bo bym potem miała wyrzuty sumienia, że zostawiłam go w lesie. Pierwsze co to dodałam ogłoszenie na facebook, brat do lokalnego radia. Jeszcze próbowałam dodzwonić się do schroniska, ale nikt nie odbierał...może to i dobrze. Pokrążyłam z nim jeszcze trochę po lesie z myślą, że może ktoś będzie wołał, ale nic. Astra latała za mną w szoku, że jakiś pies się do nas przyplątał. Nie przepada za nim za bardzo, ale muszę pochwalić ją, była grzeczna. Wzięłam go na smycz, Astrę za obrożę. Wolałam taki układ, bo nie chciałam, żeby pudel mi uciekł. Rudą puściłam to pobiegła pod klatkę. Zadzwoniłam po ciocię, żeby zeszła na dół po Astrę, a ja poszłam przejść się z czarnym w okolicę, z której go kojarzę. Co śmieszne pies nie wykazywał żadnej chęci wracania do domu, nie ciągnął do niego, a jak stałam pod jego klatką (potem się okazało) to też nie pokazywał gdzie mieszka. Po drodze spotkałam jakieś dwie starsze panie, które powiedziały, że kojarzą, ale nie wiedzą gdzie mieszka. Potem podeszła jakaś inna pani i ona pomagał mi w poszukiwaniu domu pudla. Poszłyśmy pod inny blok i szedł jakiś chłopak. To się zapytałyśmy może akurat wie...no i wiedział. Pokazał nam dokładnie klatkę, z której ten pies wychodzi, a wcześniej stałam pod tym wejściem, a pies nic. Chodził za mną szczęśliwy. Zapukałyśmy do tych drzwi, ktoś otworzył i poszedł po sąsiadów z góry. Okazało się, że to ich pies. Wyszło na to, że z pudlem wyszła babcia...pudla znalazłam ja, a babcia pewnie szukała go po lesie. Jednak moja misja zakończyła się sukcesem, bo jakby nie ta pani to bym musiała go odprowadzić do schroniska czego nie chciałam. Stresu się najadłam, ale pies wrócił do swojego domu. Troszkę się rozpisałam, ale inaczej się nie dało.


Post taki trochę o niczym, a jednak o wszystkim. Mam nadzieję, że ktoś dotrwał do końca. 

4 komentarze:

  1. A kto wymyślił takie wspaniałe imię dla czarnej? haha, też taka smieszna sytuacja :) podoba mi się imię Maybe. Suzi też zaczyna zrzucać sierść, ale nie aż tak dużo, tym bardziej, że Astra ma dłuższe futerko. Dobrze, że widząc pudla nie zostawiłaś go ;) jest śliczny.

    Pozdrawiamy,
    www.suzithedog.blogspot.com
    Paulina&Suzi

    OdpowiedzUsuń
  2. Molly można powiedzieć, że linieje przez prawie cały rok, nie licząc tylko parę tygodni :)
    Bardzo dobrze że nie zostawiłaś tego pudla, na pewno bardzo mu pomogłaś. :)
    Szczurki są śliczne!

    Pozdrawiamy
    http://codziennebeagle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Maybe i Vivi są śliczne!
    Dobrze, że pomogłaś temu pudlowi :).
    Fiona też rzadko linieje, ale jej włosy na moich ubraniach można znaleść zawsze!

    H&F

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczury to przecudowne istoty! :) Sama marzę o tym stworzonku, jednak jak dla mnie za krótko żyją i nie poradziłabym sobie z tak szybką utratą zwierzaczka.
    Co do gubienia sierści, Baddy jak to Labrador niestety gubi ją dosłownie przez cały rok. Trzeba w dzień w dzień zamiatać, odkurzać, sprzątać, ale tak czy siak jego kłaków jest zawsze pełno.

    Pozdrawiamy
    Ola i Baddy!

    OdpowiedzUsuń

Lubię komentarze odnoszące się do tekstu, a nie tylko i wyłącznie do zdjęć. Każdy komentarz i nowy czytelnik to dla mnie duża motywacja do dalszego pisania! :)