O czym tak naprawdę dzisiaj ? Myślę, że o dziwnych ucieczkach Astry, pogoni za nią i sprawami związanymi z niezliczonymi zniknięciami Rudej mordy. Nie raz już zdarzało się, że w jednym momencie zgubiłam psa z oczu. Opiszę może jedną sytuację przy, której o mało się nie popłakałam ze strachu o tego głupiutkiego stwora.
Wydaje mi się, że był to poranny spacer. Gdzieś koło dziewiątej, może wcześniej, ale to nie ważne. Jak prawie zawsze poszłam z psem do lasu. Weszłam do niego, zobaczyłam czy nie ma żadnych psów i puściłam Astrę, żeby się załatwiła. Za nami wszedł golden Leon, ale złapałam rudą, żeby właściciel z psem mógł spokojnie przejść. Odeszli na pewną odległość i dałam jej wolność. Szłam do przodu co jakiś czas patrząc gdzie jest pies. Skręciłam kierując się do wyjścia. Spojrzałam za siebie Astra była, a raczej coś jadła. Jeśli tam wbiegnę to i tak ucieknie. Jeśli pójdę dalej przybiegnie, ale nie tym razem. Obróciłam się i szybkim krokiem zmierzałam do końca drogi. Wołałam Astrę, ale nie słyszałam nawet szeleszczących liści. W jednej chwili wróciłam się tam gdzie ona jeszcze przed dosłownie kilkoma sekundami była, ale zniknęła. Jak ? Wyparowała ? Pobiegła gdzieś ? Ktoś ją zabrał ? Tylko słów mi przychodziło do głowy. Przeszłam jeszcze raz drogę którą szłyśmy, ale po psie ani śladu. Wołałam na cały głos, żadnego szelestu. Nic, a nic. Jestem człowiekiem, który lubi panikować. Tym razem też tak było. Wyszłam z lasu sama z nadzieję, że Astra przybiegnie, ale nic. Wróciłam się, weszłam między drzewa tam także nic. Z bezradności zadzwoniłam do siostry ze łzami w oczach, że pies zniknął. Od prawie piętnastu minut jej nie ma, jestem w lesie. Uciekła. Rozglądałam się dookoła i dojrzałam rudego psa, biegnącego z prędkością światła. Uspokoiłam się, ale zarazem byłam wściekła. Powiedziałam siostrze, że przybiegła i schowałam telefon. Pies grzecznie podszedł do mnie i z opuszczonym łbem usiadł przy mnie. Nawrzeszczałam na nią, ale także w głębi serca chciałam przytulić Astrę, ale to nie na miejscu. Nie będę jej nagradzać za ucieczkę. Zapięłam smycz i pociągnęłam ją, aby wiedziała, że tak się nie robi. Ręce trzęsły mi się ze strachu. Jak inaczej mogła zareagować ? Czułam ogromną ulgę, ale nie wyobrażacie sobie jak ja się bałam. Już w wyobraźni miała ogłoszenia o zaginięciu rudego psa, że na znalazcę czeka nagroda. Jak ona do mnie przybiegła już płacz cisnął mi się na twarz, ale wytarłam łzy i wyszłam z krzaków. Do końca spaceru Astra szła przykulona. Wiedziała, że zrobiła źle. Słuchała się mnie, a jak tylko moje oczy na nią popatrzyły od razu uciekała wzrokiem. Straszne przeżycie. Nie umiem opisać uczucia jakie mi towarzyszyło. Strach, panika...Nie wiem o co się bałam. Wiedziała, że w końcu wróci, ale moja podświadomość mówiła, że nie będzie jej już, porwali ją. Głupie pomysły mi przychodził, ale taka prawda. Jakbyście Wy się zachowali gdyby pies uciekł na piętnaście minut ? Żadnej oznaki życie, żadnego odgłosu nic. Uczucie bezradności, strachu ?
To jest jedna z tych straszniejszych historii z ucieczek Astry. Mam szczęście, że za każdym razem pies wraca. Często biegnie także za kotami, a wtedy nie sposób jej złapać. Ja biorę ją na podstęp. Podchodzę do jakiejś furtki i mówię ' KOTEK! TUTAJ! ', a wtedy ona zazwyczaj przybiega. Jeszcze zdarzają się ucieczki typu, że coś znalazła i nie odda. Mogę wołać ją ile wlezie, wejdę za nią do krzaków, a ta mi ucieknie. Ona potrafi uciekać na prawdę długo, a mi cierpliwość kończy się szybko. Jednak zdarzają się dni, w których słucha mnie jak nigdy, ale to raczej nie tak często.
Takie zwariowane spacery z moim psem. Jednak trzeba ją kochać, bo inaczej się nie da. Spojrzy na Ciebie tymi ślepiami i już wiesz, że nie obejdzie się bez pogłaskania czy jakiś pieszczot. Pies potrafi dać w kość, ale bez niej moje życie na prawdę nie miało by sensu ^^
pies się tutaj nie dusi xd tylko po fakcie gdy zdjęcie było na komputerze zobaczyłam, że wystawiła język ;D
Notka długa, ale taka musiała być ;) Wiem, że prawie wszystkie tak wyglądają, ale chyba o to chodzi, żeby było o czym pisać, a nie wstawiać posta z dwoma zdaniami i dziesięcioma zdjęciami ^^ Może w najbliższym czasie znowu coś wymyślę i napiszę.
Ohh. Skąd ja to znam?! Okropne uczucie.. Czasem i poczucie winy "Po co ja tego psa spuściłam?!"
OdpowiedzUsuńNam się to zdarzyło raz.. w sumie dwa razy.. Opiszę je w następnej notce. U nas było "lżej" bo Dyzia miałam cały czas na oku.. Ale głupie myśli miałam... oj miaałam.
Życzę Wam, żeby Ruda zaczęła się słuchać i żeby nie uciekała! ;D
Pozdrawiam! ;))
Dla mnie to nic nowego xD
OdpowiedzUsuńOstatnio spuściłam Korę i mi uciekła. Chodziłam raz w tą raz w t a. Nie było jej. Zawsze max. 5 mnin - no może 10 i przychodziła. A tu chodzę już godzinę a jej nie ma. No trudno.... Ze łzami w oczach że coś ją rozjechało wracam do domu.... Patrzę a na podwórku Kora uradowana biega -,- Gdzie była i po co i dla czego poszła do domu to do tej pory nie wiem bo nikt mi się nie skarżył ze mu kury czy kaczki albo kota z rodowodem zagryzła ;P
Mi drops nie ucieka (na szczęscie)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie (nowy post )
super post! :] Mi Betek zawsze ucieka jak go spuszczam ;// Wiem, że zaniedbałam go od szczeniaka, bo wtedy byłam mała i nie traktowałam psa jako psa ;/ Ahhhh te kundelki, zawsze jakieś problemy..Czekamy na nowego posta, bo masz talent do pisania i fajnie się czyta :)Pozdrawiamy. dziękujemy bardzo za komcia ;*
OdpowiedzUsuńTak to jest. Jak kogoś nie ma, spóźnia się albo nie można go znaleźć to różne dziwne wytłumaczenia przychodzą na myśl.
OdpowiedzUsuńJa całe szczęście nie mam takiego problemu z puszczaniem Czoko gdyż on nigdy nie ucieka.. bo nawet nie ma po co. Mam nadzieję, że więcej ucieczek Astry nie będzie :)
OdpowiedzUsuń